Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




Anetka wracała wieczorem, złakniona wielce, gdyż przez cały dzień wędrowała przez pustynię bez wody i przez świat bez miłości. Przez dzień cały oczy miała zwrócone w stronę źródła, które wieczór odnajdzie. Słyszała jego szmer, zwilżała w niem zgóry wargi i nieraz jakiś przechodzień mógł odnieść do siebie samego uśmiech tej kobiety, przeznaczony dziecku. Jak koń wietrzący owies, przyspieszała kroku, zbliżając się do domu Sylwji, a dopadłszy bramy, śmiała się z miłosnego głodu i mimo znużenia wbiegała pędem na schody. Otwarłszy drzwi, rzucała się na malca, chwytała go w objęcia i całowała gwałtownie po oczach, nosie, pod nosem, byle gdzie, zależnie od przypadku, i wydawała głośne okrzyki. Nie rad bywał tej inwazji Marek, który właśnie bawił się w najlepsze, lub ulokowany wygodnie na miękkim pufie, z całą powagą ciągnął po nim kreski kredą, albo znów rozwijał z motków nici różnobarwne. Nie lubił tej wielkiej kobiety, która wpadała bez ostrzeżenia, chwytała go, trzęsła, dmuchała w uszy i dławiła pocałunkami. Oburzał się, że nim dysponuje bez zezwolenia, i protestował. Bronił się też wielce niezadowolony, ale ona jeszcze zacieklej nim potrząsała, śliniła, śmiała się i krzyczała. Wszystko w niej było mu niemiłe, zwłaszcza brak szacunku, hałaśliwość i gwałtowne gesty. Przyznawał jej oczywiście

85