Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ani przyjaciele, gdyż ich nie miałem, nie goniła mnie korespondencja. Wiązał mnie jedynie stosunek z mymi plenipotentami, od których dwa razy do roku odbierałem pieniądze. To życie wędrowne zachwycało mnie; byłem pewny, że zestarzeję się na włóczędze i umrę gdzieś w rowie.
Usiłowałem wynajdywać najodludniejsze pustkowia, gdzie nieprzeszkadzałaby mi niczyja obecność. I oto, będąc w innej części tego samego hrabstwa, przypomniałem sobie nagle pawilon na wydmach. W promieniu trzech mil nie było tam żadnej bitej drogi. Najbliższe miasto znajdowało się w odległości sześciu czy siedmiu kilometrów. Na przestrzeni dziesięciu kilometrów wzdłuż ten pas nieurodzajnej ziemi stykał się z morzem. Wybrzeże zalegały ruchome piaski. Zaiste, trudno było w obojgu królestwach wymarzyć lepszą skrytkę. Postanowiłem spędzić tydzień w lesie Graden Easter i, przebywszy jednym zamachem spory kawał drogi, zatrzymałem się tam na odwieczerz w ponury dzień wrześniowy.
Jak już mówiłem, okolicę wypełniały piaski ruchome i linki; nazwę tę nadaje się w Szkocji wzgórzom piaszczystym, skonsolidowanym już i obrośniętym murawą. Pawilon stał na równinie. Poza nim rozpoczynał się las i rozrastał się szereg zarośli dzikiego bzu, smaganego wiatrem. Przed nim kilka pagórków piaszczystych, położonych coraz to niżej, tworzyło, jakby stopnie, schodzące ku morzu. Odłamek skały jak bastjon, zatrzymał piaski i utworzył przylądek na brzegu między dwiema płytkiemi zatokami. Poza linją przypływów inna skała tworzyła jakby wyspę małą ostro zarysowaną. Przy odpływach piaski ruchome zajmowały ogromną przestrzeń i cieszyły się w okolicy złą sławą. Mówiono, że w miejscu między przylądkiem a wysepką mogą one poł-