Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nerała Vandeleur w ten sposób przyszedł podziwiać ogród! Młody pastor gwizdnął cicho, oglądając grunt. Mógł określić, gdzie Harry zatrzymał się, padając, poznawał płaską stopę mr. Racburn’a, która zostawiła głęboki ślad w chwili, gdy brał Harry’ego za kołnierz. Przyjrzawszy się jeszcze lepiej, zauważył ślady palców w ziemi, jakby tu coś zbierano.
— Daję słowo, — pomyślał — to staje się całkiem ciekawe.
I w tej chwili ujrzał jakiś przedmiot, prawie całkowicie zagrzebany w ziemi. Wygrzebał śpiesznie ozdobne pudełeczko skórzane ze złotem zamknięciem. Było ono wdeptane w ziemię i dlatego uszło uwagi mr. Racburn’a. Mr. Rolles otworzył pudełeczko i zaparło mu dech ze zdumienia, połączonego prawie ze zgrozą, bo na zielonym aksamicie leżał przed nim wspaniały, cudowny djament najczystszej wody. Był wielkości kaczego jaja, pięknej formy i bez najmniejszej skazy. Gdy padał na niego blask słońca, zaczynał świecić, jak lampka elektryczna i płonął na ręku tysiącem ogni wewnętrznych.
Mr. Rolles nie znał się na drogich kamieniach, ale djament radży był cudem, który przemawiał sam za siebie. Dziecko wiejskie, znalazłszy go, pobiegłoby z krzykiem do najbliższego domu, dziki zaś padłby twarzą wproch przed tak olśniewającym fetyszem. Piękno kamienia oczarowało wzrok pastora, myśl o jego bezcennej wartości opanowała go całkowicie. Wiedział, że wartość klejnotu, który trzymał w ręku, równała się wieloletnim dochodom arcybiskupstwa, że mógł zań zbudować katedrę wspanialszą, niż w Ely lub Kolonji, że on, posiadacz tego klejnotu, byłby wolny na zawsze od klątwy ciążącej na ludzkości i mógłby żyć wedle swych upodobań, bez troski i pośpiechu, bez żadnych przeszkód. Gdy