Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że mogę go ocalić? Och, nie, jestem niezawodnym przyjacielem tych, co mi się podobają, a mamy też drzwi kuchenne, wychodzące na inną ulicę. Ale, — zatrzymała go, bo na tę wieść natychmiast skoczył na nogi, — ale nie pokażę panu wyjścia, aż mnie pan pocałuje. Chcesz, Harry?
— Ależ chcę — zawołał, przypominając sobie zasady galanterji, — ale nie za drzwi kuchenne, tylko za to, że jest pani ładna i dobra.
Tu wycisnął na jej twarzy kilka serdecznych pocałunków, które mu zwróciła równie serdecznie.
Potem Prudencja poprowadziła go do tylnych drzwi i położyła rękę na kluczu.
— Czy pan przyjdzie mnie odwiedzić? — zapytała.
— Ależ koniecznie, — odparł Harry, — czyż nie zawdzięczam pani życia?
— A teraz, — dodała, otwierając drzwi, — proszę uciekać, co tchu, bo muszę wpuścić jenerała.
Harry nie potrzebował tej rady. Strach chwycił go za włosy, zmiatał więc, co sił. Jeszcze kilka kroków — i już będzie ocalony i powróci do lady Vandeleur. Ale zanim zrobił te kilka kroków, usłyszał, że jakiś głos męski woła go po imieniu, klnąc przy tem straszliwie. Spojrzawszy przez ramię, dostrzegł Charlie Pendragona, wymachującego obiema rękami i dającego znaki, by wracał natychmiast. To nowe zdarzenie tak wstrząsnęło Harrym, który doszedł już do najwyższego napięcia nerwowego, że uznał za najlepsze przyśpieszyć swój bieg. Coprawda, mógł przypomnieć sobie scenę w Ogrodach Kensington i skombinować, że jeżeli jenerał był mu wrogiem, Charlie Pendragon mógł być tylko przyjacielem. Ale ogarnął go gorączkowy szał, nie przy-