Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ka. Ach, panie Cassilis, grzechy moje obróciły się przeciw mnie! Upadłem nisko, bardzo nisko, ale mam zamiar wszystko odpokutować. Wszyscy wkońcu zakrólujemy w łasce p. Cassilis. Co do mnie, przybyłem za późno, ale ze szczerą pokorą, proszę mi wierzyć.
— Daj pan spokój tym faramuszkom, — przerwał Northmour brutalnie.
— Nie, nie, drogi Northmour! — zawołał bankier, — nie powinien pan próbować zachwiać mną. Zapominasz, dobry, drogi chłopcze, ze jeszcze dziś wieczór mogę stanąć przed Stwórcą.
W tym stanie podniecenia wzbudzał on szczerą litość. Poglądy ateistyczne Northmour’a dobrze znałem i nieraz je wyśmiewałem. Teraz oburzyło mnie, że starał się odwrócić grzesznika od myśli pokutnych.
— Ba, drogi Huddlestonie, — powiedział, — jest pan dla siebie niesprawiedliwy. Jest pan człowiekiem przywiązanym do dóbr tego świata. Znał się pan na łotrowstwach wszelkiego rodzaju, zanim ja się urodziłem. Sumienie pana jest wygarbowane, jak skóra południowo-amerykańska. Tylko życia nie potrafił pan wygarbować — tu jest słaba strona tej sprawy.
— Brutal, brutal, zły chłopiec, — odparł p. Huddlestone potrząsając palcem, — nie jestem formalistą, jeżeli o to chodzi. Zawsze nienawidziłem czczego formalizmu. Ale nie straciłem nigdy wiary w coś lepszego. Byłem złym człowiekiem, p. Cassilis, nie przeczę temu. Ale stało się to po śmierci mojej żony, a wdowiec — to, wie pan, jest coś, całkiem innego. Nie grzesznik — ale — zawsze jest różnica. Mówiąc o tem... Tst! — przerwał nagle, podniósł dłoń, rozstawił palce, twarz jego wykrzywiła się stra-