Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dok, który mimo tragicznego losu, jaki krył się za nim, oczywiście dość komicznie się przedstawiał, dorożkarz nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Zgrzytnąłem więc zębami, bo porwała mnie djabelna na niego złość, i w tej samej chwili śmiech zamarł na jego twarzy — na jego, ale jeszcze bardziej na moje szczęście. Jeden bowiem jeszcze moment, a byłbym go zerwał z kozła. Kiedym wchodził do hotelu, twarz moja wyglądała tak ponuro, że służba hotelowa przedemną drżała. W mojej obecności nie odważyli się zamieniać ze sobą jednego spojrzenia, natomiast nader posłusznie przyjmowali moje zlecenia, zaprowadzili mnie do numeru i przynieśli mi przybory do pisania. Hyde w niebezpieczeństwie życia, szarpany rozszalałą wściekłością, łaknący dziko widoku cierpień bliźnich, Hyde, ścigany morderca, to była dla mnie nowa istota. A jednak to stworzenie zdradzało także chytrość, gdyż silnem naprężeniem woli poskramiało swój napadł szału, napisało obydwa tak ważne listy, jeden do Lanyona, a drugi do służącego Poole i kazało je dla pewności nadać na pocztę jako polecone.
Od tej chwili siedział Hyde cały dzień w pokoju hotelowym. Kazał sobie podać obiad do pokoju i obserwował wstręt, z jakim kelner go obsługiwał. Kiedy już noc całkowicie zapadła, wsiadł do dorożki i kazał się godzinami całemi obwozić po ulicach miasta. Po-