Strona:Przygody Tartarina w Alpach (Alfons Daudet) 053.djvu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i nie wchodzi nigdy do pokojów panów, kiedy leżą w łóżku.
— Cóż za śmieszna historja? — mówił do siebie, obracając kartkę w rękach. Na chwilę błysło mu przypuszczenie, że to sprawka Costecalda, chcącego przez pogróżki przeszkodzić jego zamiarom, ale rozmyślił się wobec nieprawdopodobieństwa pierwszej hipotezy, doszedł do przekonania, że to żarcik tych angielskich misses, które się zeń wyśmiewały, a chociaż był dość pospolity, to jednak swobodne zachowanie się tego rodzaju damulek usprawiedliwiało przypuszczenie.
Na drugie uderzenie dzwonka włożył kartkę do kieszeni, machnął z heroiczną odwagą ręką i mruknąwszy: — zobaczymy! — poszedł jeść.
Siadając do stołu, doznał wielkiej niespodzianki. Miejsce pięknej Rosjanki zajmowała chuda, stara Angielka, o szyi kondora i lokach, spadających aż na obrus. Za chwilę ktoś obok powiedział, że młoda panna, wraz z chorym bratem i towarzyszami wyjechała pierwszym rannym pociągiem.
— Do stu djabłów, wzięli mnie na bas! — krzyknął nagle włoski tenorzysta, który wczoraj jeszcze nie rozumiał ani słowa po francusku. Musiał się tedy nauczyć w ciągu nocy. Rzucił serwetę i uciekł ku ogromnemu zdumieniu Tartarina i wszystkich gości.
Z wczorajszych biesiadników, prócz niego, nie zostało żywej duszy. Widział wokoło same obce twarze. Tak się zawsze dzieje na Rigi, gdzie turyści zjawiają się zaledwo na dobę. Zresztą dekoracja pozostała ta sama. Kompotjerki ze śliwkami i półmiski z ryżem dzieliły ucztujących na dwa wrogie obozy. Dzisiaj liczbą przeważali Ryżowcy, a także zaliczali do swych szeregów tyle znakomitości, że śliwkowcy musieli „podać tył“.