Strona:Przybłęda Boży.djvu/380

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

smyczki, zanim ułoży się słodko i widok otworzy na czary pierwszej przemiany. Potem jakby coś z innych światów: cis-moll — zwolnienie Piu lento — jak tęsknota za organami — przecichy szmer urywanych, niby nieskończonych akordów — jakieś przypomnienie dalekiego „Święty Boże“ — jakiś zmierzch prastarej antyfony kościelnej — gąbka nie z żółcią i octem, lecz z sumą człowieczej spowiedzi dla ust Pańskich. W tem błogosławionem pianissimo zamierają najcenniejsze pierwiastki muzyki...
W powrotnem des-dur płynie trzecia warjacja, bliźniaczo reflektuje temat w równych triolach i oddaje go czwartej, już nie warjacji. lecz diamentowej kurzawie z iskier i światła, która powolnie blednie, prześwietla się i u stóp boskich bez szmeru kładzie falę wonnych, pokutniczych włosów...
Żywot był dokonany. Ten, który o wyrzeźbił, stał oto, gotów i bez trwogi. Błogosławiony Pan, przyszedłszy, znajdzie go czuwającym.
Ostatnią fermatą na tym żywocie jest końcowy rozdział Kwartetu f-dur: „Ciężko powzięta decyzja“. Wiemy, jaka ona była i jak znalazła wieczyste utwierdzenie. Nie dziwmy się więc, że troski wszystkie i bóle odpadły i daleko się rozwiały jak wszelaka znikomość. Nie dziwi nas ten blask rozlany na ostatniej kompozycji głuchego starca. Tylko zdumiewa nas do głębi nowatorstwo tematyki i przetwórczej roboty! Takie tony, jak to pytanie, to puzonowe g-e-as, miały przecież dopiero tetralogję o Nibelungu przepełnić swojem dramatycznem brzmieniem! Gdy ono Grave wraca fortissimo, nie sieje już fatalistycznego strachu, lecz ukazane jest błogim gestem rąk, jak wizja: patrzcie, skąd to ja idę — takie tam są burze i takie decyzje.
Finalne Allegro z kanonicznie przepracowanym motywem odpowiedzi jest jedynym wnioskiem, jaki