Strona:Przybłęda Boży.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wersetów. Studjował stare chorały mnisze, porównywał trafność przekładów poszczególnych, badał prozodję wszystkich katolickich psalmów; to wszystko w jego przekonaniu było konieczne, by umieć „pisać prawdziwą muzykę kościelną“. I gdy przystąpił do pracy, każdy ton rozrastał się w grupę taktów, każdy takt w stronice.
Dni spędzał jak opętany. Unikając ludzi, grasował po lasach i polach, w słońcu i słocie, z gołą głową i w zaniedbanym ubiorze. Zapatrzony, zaryglowany wewnątrz uszu, nucił, mruczał i takt wybijał nogami. Lato spędzał to w Nussdorf, to w Unterdöbling i Baden, a przez trzy lata w Mödling, gdzie mu wypowiedziano mieszkanie, ponieważ był zbyt hałaśliwym współlokatorem.
Zbliżył się teraz ponownie, w tem osamotnieniu zupełnem, do brata Jana. Był to gorszy z dwu braci, któremu jednak Ludwik umiał po sto razy zapomnieć krzywdy doznane. Jan w swoim czasie żył w zbyt poufałym stosunku ze swoją gospodynią, a gdy Ludwik usiłował doprowadzić do zerwania grzesznych więzów, stał się mimowolnie przyczyną ślubu brata z rozwiązłą kobietą. Małżeństwo było nieszczęśliwe; Jan przez wiele lat z dziwną obojętnością patrzał na głośną już rozpustę żony. Sam dorobił się na swej aptece i kupił majątek Wasserhof. Bogactwo uderzyło mu do głowy. Chełpił się sławą brata, ale faryzejska dusza nie mogła zdobyć się na ulżenie jego ubóstwu; zwrotu pożyczanych czasem drobnych kwot domagał się z natarczywym lękiem skąpca. Pewnego dnia, nie zastawszy brata, zostawił mu bilet wizytowy: „Jan van Beethoven, właściciel dóbr“; tę samą kartkę odesłał mu Ludwik z dopiskiem na odwrotnej stronie: „Ludwik van Beethoven, właściciel mózgu“. Jakież ten wzbogacony małomieszczuch mógł mieć poję-