Strona:Przybłęda Boży.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dracie“. Zgiełk wzmaga się. Zaraz będzie szturm. Falanga zbliża się w ataku. Wycie i ryk. Pieśń francuska daje drapaka. Tylko jej pięty widać, coraz dalej, coraz ciszej, potargana i pobita. Z tumultu bitewnego, nad którym pracowało hałaśliwe tutti, robi się teraz względna cisza, z której wychodzi symfonja zwycięstwa w nowej wrzawie. Triumfatorem jest hymn „God save the King“, wypełza z niego fugato, coraz prędzej, coraz prędzej, tak iż z hymnu robi się jakaś galopada. Anglicy zwyciężyli, precz z Francją, hip hip hurra!!...
Dawno nie widział Wiedeń takiego huraganu oklasków, jaki rozpętał się po „Zwycięstwie Wellingtona“ (op. 91). Grzmot w sali, krzyki, brawa, niebywałe wzburzenie tłumu, który domaga się powtórzenia. Beethovenowi palmy niemal słano pod nogi, na rękach go noszono: Tak, ten nasz Beethoven jest jednak wielki, teraz się pokazało! Nareszcie zelżał nieco w swej hardości, zrobił się zrozumiały i porwał wszystkich. I czy stało się co złego? Czy spadła mu korona z głowy?...
Cztery tysiące guldenów przyniósł wieczór. Po czterech dniach ten sam koncert, ten sam szał. Zelter, dotychczas nie rozumiejący dzieł beethovenowskich, teraz pisze do Goethego: „...Symfonja Bitewna... porwała mnie, ba, wstrząsnęła mną. Ten utwór jest naprawdę całością, udzielającą się w sposób zrozumiały“.
W styczniu trzeci raz ten sam program, w lutym czwarty raz z dodaniem wykonanej po raz pierwszy Ósmej Symfonji, która nie podobała się. Natomiast krzykliwa robota „Bitwy pod Vittorią“, która nigdy nie miała wejść w dostojny szereg Symfonij, wciąż wywołuje paroksyzmy zachwytu. Teraz dopiero Beethoven był naprawdę sławny, teraz dowiódł, że skoro chce, to umie być rozsądnym. Owoce zaczął zbierać