Strona:Przybłęda Boży.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Symfonja Przeznaczenia“. Tak nazwana z powodu wyłożenia przez samego Beethovena tematu początkowego jako „stukania Losu do naszych bram“. Zasadniczy motyw pierwszej części Appassionaty tu się powtarza, nie tajemniczem pukaniem, lecz jak potężna waga losów, jak wyrok. Pierwsze Allegro tej symfonji to architektura, to góra kolosalna, w logice swego ciężaru rozumniejsza nad ludzkie budowle. Jeden motyw czteronutowy jest jej budulcem i jest w niej wszystkiem. Służą mu wszystkie instrumenty, wszystkie odcienie harmoniczne, wszystkie fluktuacje polifonji. Część ta jest uważana za szczyt instrumentalnej muzyki. Rzuca się na nas w swej zwartej całości, nie dopuszczając zastrzeteń ni apelacji. Sama jest instancją najwyższą. Sama jest afirmacją bezwzględną, której odpowiedź daje tylko serce ściśnięte. Na oczach naszych, szeroko rozwartych i wspomagających jej rozrost szalony, piętrzy się ku górze, na fundamentach ciosanych młotami gigantów, urasta według boskich prawideł, porywa i przeraża, jak żywioł. Jest wielka i nie widzi nic poniżej siebie. Jest wielka i nie rozumie rzeczy małych. Jest wielka i ogromnie głucha, jak ucho Beethovena. Jest nieubłaganie milcząca wobec mnogich uszu zbrukanych i grzesznych. My żyjemy, a ona rośnie i już jest nieobjęta przez nasze źrenice. Piętrzenie zwału na zwale widzimy, drżące czoło na podnóżu ściany opieramy, a ona tymczasem w chmurach zatacza łuk szalony, świat huczy rytmem zestrojonych unisonów, budowlę nakrywając wieczną półkulą, równą, na niezniszczalnych architrawach niesioną, na nieskruszałych słupach wspartą. Nieporównana coda tej części porywa nasze oczy wgórę i ukazuje tej kopuły sklepienie — i widzimy, że runąć nie może.
Teraz nam wiolonczele, w cieniu tej katedry szaleńczym porywem zbudowanej, niosą ściemniony za-