Strona:Przybłęda Boży.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

natury i ludzi. — Nigdy? — nie — to byłoby zbyt ciężkiej —“
Tak Beethoven w połowie życia rozprawił się z życiem. Mroczna nuta testamentu kojarzy się z zabarwieniem marsza heroicznego z Sonaty dwunastej. Tak na śmierć idą bohaterowie. Ale więksi na życie idą, na drugie pół życia, niosąc odważone omnia mea, a wiedzą, że wagi przybywać będzie z godziny na godzinę, z kroku na krok. I w tę godzinę WIELKIEJ ODWAGI duchem się modlą, modlą:
o jeden czysty dzień Radości.

Podzwonne Testamentu Heiligensztackiego, echo wtórne, już utulone, Marsza na śmierć bohatera, brzmi w nastrojowej środkowej części wplecionej w Adagio grazioso Sonaty szesnastej (op. 31 nr. 1), sonaty zresztą dziwnie płytkiej, technicznie wdzięcznej, efektownej, wypoczynkowej; brzmi w jednem z najgłębszych Adagiów w {{roz|Sonacie siedemnastej (op. 31 nr. 2), w którem już drga najistotniejsza prawda muzyki beethovenowskiej, to boskie przeznaczenie logiki konstruktywnej w imię logiki wewnętrznej (przy całej zresztą czci dla nieskazitelności formy), ta rozlewna błogość w cierpieniu; podzwonne to wibruje w patetycznem Allegro Sonaty następnej (op. 31 nr. 3), przy którem trzeba myśleć o szale pędów podniebnych, co nie przełamały skorup woli, o nagłych błyskach jasnowidzenia, o zdławionych zamyśleniach przetykanych seledynową nitką szczęścia, albo o mocy utajonej w boleśnie pękającym kiełku mizernej trawki, rozpychającej żyzny żywot ziemi. A zaraz potem w Scherzo znów ten wiecznie przez wszystko przedzierający się na świat, podziemny, rozpalony, pożerający wrzątek lawy jakiejś gorącej, ten kawał chemicznego stopu piekieł i nieba, ten najdolniejszy element Beethovena,