Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jąłem wertować ksiąg tysiąc, mówiących o sciencji diabelskiej,
I oto teraz chcę podać remedium wielce stosowne
Na zabieżenie cierpieniu i złu największemu na świecie.
O ty, będący ozdobą tych wszystkich, co noszą stalowy
Kirys z djamentów! Światłości, gwiazdo, pochodni i ścieżko
Tych, co wczasy gnuśnemi na puchach łożnic wzgardziwszy,
Sprawują twardą profesję krwawej, wojennej zabawy,
Do ciebie mówię, rycerzu, nigdy zadosyć chwalony.
Do ciebie mężu rozumny, waleczny panie Kichocie,
Splendorze Manczy i gwiazdo rozległych dzierżaw Hiszpanji,
Jeżeli pragniesz, by pani twa, Dulcynea z Toboso
Do swego kształtu pierwszego mogła powrócić niebawnie,
Trza, aby Sanczo, twój giermiek, obnażył tłuste pośladki
I by mu trzy razy po tysiąc, trzy razy po sto wliczono
Plag dobrze twardych, do skóry tak przyciśnionych dokładnie,
Aby zębami zazgrzytał, czując tę chłostę bolesną.

— Hej do kata! — zawołał wtem Sanczo Pansa. Niech cię djabli! Cóż za nowy sposób odmamienia! Jakąż wspólność mają moje pośladki z odczarowaniem tej damy? Do stu bisów, panie Merlinie, jeżeli