Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wydają. Można postawić piękny dom na dobrym fundamencie, zaś najlepszym na świecie fundamentem są pieniądze.
— Sanczo — rzekł Don Kichot — skończ, na Boga żywego, tę mowę swoją. Jestem przekonany, że gdyby ci mówić dozwolono, za każdym razem, gdy zaczniesz, nie jadłbyś ani nie spał, używając całego swego czasu jeno na bajanie.
— Gdybyście, WPanie, mieli dobrą pamięć — odparł Sanczo — przypomnielibyście sobie umowę, zawartą między nami, przed wtórym naszym w świat wyruszeniem. Jeden z punktów tego ustanowienia głosił, że pozwolicie mi gadać dowoli, ile się podoba, aby tylko nie było to ze szkodą bliźniego, lub ze szwankiem czci Waszej Miłości — zdawa mi się, że do tych pór nie przekroczyłem tego ułożenia.
— Nie przypominam sobie, Sanczo — odparł Don Kichot — tego punktu, jednakoż przyjmując nawet, że tak było, pragnę, abyś zamilkł i jechał ze mną, już bowiem narzędzia muzyczne, któreśmy wczoraj słyszeli, rozbrzmiewają wesoło po dolinach. Ani chybi uroczystość ślubna odprawiona zostanie zrana o chłodzie, aby uniknąć gorącości południa.
Sanczo uczynił, co jego pan rozkazał: osiodłał Rossynanta i na osła burdę włożył, poczem wsiedli obaj na swoje jeźdźce i wolnym krokiem skierowali się ku szałasom. Pierwszy widok, który oczy Sanczy uderzył, był to woleć cały, na drzewie wiązowym, zamiast na różnie osadzony; ognisko obszernie założone składało się ze stosu drzewa, wedle którego przystawiono sześć wielkich kopraków, czyli raczej pół-kadzi, w których cała jatka rzeźnicza była pogrzebiona, bowiem zawierały one całe barany, tak iż zaledwie dojrzeć je można było, jakby kurczakami były. Zające, już ze skóry obłupione, oraz opierzone ptactwo, rozwieszone na drzewach, które miało wejść w te garnce, było niezliczone, tak jak i inne ptactwo