Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brych uczynków — nie chcę, aby fałszywa pycha i obłuda wtargnęły do duszy mojej. Są to dwaj nieprzyjaciele, którzy najbardziej czujną duszą owładnąć mogą. Staram się pogodzić tych, co w kłótliwości trwają, mam wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marji Panny i ufność pokładam niezachwianą w miłosierdziu naszego Pana i Stwórcy.[1]
Sanczo Pansa przysłuchiwał się bacznie tej opowieści szlachcica. Zdało mu się, że to jest życie poczciwe i święte i że ten, co je wiedzie, winien cuda czynić, skoczył tedy ze swego osła, schwycił za lewe strzemię i ucałował kilka razy stopy szlachcica, mając serce w piersiach zmiękczone i łzy w oczach. Szlachcic ujrzawszy to, zapytał:
— Co to ma znaczyć, mój przyjacielu? Za cóż mi tak nogi całujesz?
— Pozwól mi, WPan, tak się całować — odparł Sanczo — Wasza Miłość wydaje mi się być pierwszym świętym, jakiego widzę na koniu, w ciągu całego życia mego.
— Nie jestem świętym — rzekł szlachcic — jeno wielkim grzesznikiem. To ty, mój przyjacielu, dla tej pokory, jaką okazujesz, musisz być człekiem dobrym i poczciwym.
Sanczo wlazł z powrotem na burdę swego osła, sprawiwszy to, że Don Kichot, mimo swej głębokiej melancholji, uśmiechnął się szczerze rozradowan, a Don Diego odnowa się zadziwił.
Don Kichot zapytał szlachcica, czy ma dużo potomstwa, przydając, że starożytni filozofowie, pojęcia prawdziwego Boga zbyci, najwyższe dobro zakładali w darach przyrodzenia, fortuny, ilości przyjaciół i dobrych dzieci.

— Mam jednego tylko syna, panie Don Kichocie — odparł szlachcic — i może za szczęśliwszego niż jestem, bym się poczytywał, gdybym go wcale nie

  1. Diego de Miranda jest żywym portretem szlachcica, którego Antonio de Guevara uczynił bohaterem swego dzieła: „Monosprecio de corte y alabanza de aldea“. Te same zamiłowania, te same gusty i ten sam program spokojnego i wygodnego życia, dalekiego od gwaru wielkiemiejskiego!