Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie wiedząc co, przypomnij sobie, iż miał już w tej chwili rozum pomieszany.
— Ha! otóż to i właśnie! — rzekł Sanczo! — Nie trzeba zważać na słowa głupców, gdyż jeśliby nie szczęśliwy traf, który posłał ów kamień nie w głowę, ale w brzuch, piękniebyśmy wyszli na obronie tej Jejmości. Niech jej tam czart sekunduje!
— Tak przeciw szaleńcom, jak przeciw mądrym — odparł Don Kichot — każdy rycerz błędny obligowany jest bronić czci i honoru dam jakichkolwiekbądź, a tem więcej królowych tak wysokiego rodu i cnót, zawołanych, gdyż nietylko piękną była, nadto pełną rozumu i cierpliwości w siła przeciwnościach losu.
Rady i pomoc mistrza Elisabeth wielką jej ulgę sprawiały, tak iż łatwiej i cierpliwiej dopusty fortuny znosić mogła. Stąd też złośliwe i głupie prostactwo wnosić zaczęło, że poufale z sobą żyją. Ale skłamali niegodnie, jak i skłamią tysiąc razy ci wszyscy, którzy tak myśleć, albo mówić będą.
— Ja tego nie myślę, ani nie mówię — odparł Sanczo. — Ci, co tak mówią, niech to robią na swój karb; nie mieszam się do cudzych spraw. Bogu tam z tego zdadzą sprawę! Jak sobie kto pościeli, tak się wyśpi! Ja w swoim młynie mąkę mielę i swego tylko pilnuję nosa. Kto kupuje i sprzedaje, worek jego to poznaje! Goły się urodziłem i goły się być znajduję. Trafił nagi na gołego! Ani nic nie tracę, ani nie zyskuję, cóż mi z tego przyjdzie, czy się miłowali ze sobą, czy nie? Niektórzy myślą, że w garnku słonina, a tam tylko szumowina. Któżby tam mógł morze ocembrować!
— Wielki Boże! — krzyknął Don Kichot. — Ileżeś ty bredni naplótł, Sanczo! Jakież przyrównanie mogą mieć te przysłowia do tego, o czemżeśmy mówili? Proszę cię, Sanczo, zamknij gębę, a odtąd miej staranie o swego osła, a nie o rzeczy, co do ciebie