Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

razem, a jeśli nie będą uciekać stąd w te pędy, wówczas żartuj ze mnie do woli.
— Dosyć na tem, Wasza Miłość — odparł Sanczo — przyznaję, żem był nadto zuchwały i krotochwilny. Ale powiedzcie mi, WPanie, teraz, kiedy już nic nam nie zagraża (niechaj Bóg wyprowadzi was całym i zdrowym ze wszystkich przygód i zatargów, tak jak z tej was wyprowadził) czy ów wielki strach, któryśmy odczuwali, nie jest rzeczą godną śmiechu i służyć mogącą za wątek uciesznej powieści? Przynajmniej mój strach, gdyż o WPanu wiem, że bojaźń nie ma doń dostępu.
— Nie przeczę — rzekł Don Kichot — że to, co nam się przytrafiło, może być pobudką do śmiechu, ale opowiadać o tem nie trza, bowiem nie wszyscy mają tyle rozumu, aby brać rzeczy, jak się należy.
— Z tem wszystkiem — odparł Sanczo — Wasza Miłość umiał wziąć kopję jak się należy i mierząc w głowę, uderzyć w plecy. Dzięki Bogu, żem się w czas pochylił. Ale to fraszka; przejdzie za pierwszem smarowaniem. Słyszałem zresztą, „że ten, kto ci dobrze życzy, nieraz cię do płaczu przymusza“, a także, że wielcy panowie, wyłajawszy swoje sługi, mają w obyczaju dawać im parę pludrów[1]. Prawda, nie wiem, co dają, po wymłóceniu kijami, acz tak sobie wnoszę, że rycerze błędni muszą obdarzać wyspami i królestwa na lądzie.

— Los może się odmienić tym kształtem — odparł Don Kichot — że się ziści wszystko, coś powiedział. Nie przykładaj wagi nijakiej do tego, co się stało, gdyż wiesz przecie, że człek nigdy nie jest panem pierwszego impetu zapalczywości. Odtąd jednak miarkuj się w rozmowach ze mną i miej to na uwadze, że we wszystkich księgach rycerskich, jakie czytałem, nie znalazłem, aby jakiś giermek otwierał gębę tak często do swego pana, jak ty to czynisz! Zaprawdę, mniemam, że obajżeśmy temu winni: ty,

  1. Na dawnych dworach było w powszechnym obyczaju dawać szaty z sukna i złotogłowia. Wystarczy przypomnieć genezę słowa „livrea“. Noweliści włoscy wspominają często o podobnych darach. Bergamino Boccaccia „wozi z sobą trzy piękne i kosztowne suknie, które otrzymał w darze od różnych panów“. Di Vero’na przyodziany jest w suknię Cane della Scala, a messer Torello z Istrji każe żonie swojej dać Saladynowi i każdemu z jego towarzyszy: „due paia di Eole, l‘un foderato di arappo e l‘altro di vajo, non miga citta dine ne mercatanti ma da signore, e tre giubbe di zendalo, e panni fini“.