Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na nieszczęście dla Sanczy, wśród ludzi, znajdujących się w oberży, było czterech sukienników z Segovii, trzech kupców igieł wstążek oraz dwóch handlarzy z Sevilli[1], ludzi zadufanych w sobie, przebiegłych; krotochwilnych i szukających wiecznie powodu do śmiechu. Podeszli do giermka zaraz, jakby się zmówili, i ściągnęli go z osła. Jeden z nich przyniósł kołdrę z łoża oberżysty. Położyli na nią Sanczę, ale, podniósłszy oczy do góry, upewnili się, że pułap jest zbyt niski na to, co uczynić zamierzali. Przeszli tedy na dziedziniec, gdzie tylko niebo było w górze granicą. Rozciągnąwszy Sanczę na środku kołdry, jęli go podrzucać do góry i figlować z nim, jak z psem w mięsopustne noce[2].

Krzyk kołysanego biedaka był tak przeraźliwy, że dobiegł do uszu jego pana, który, zatrzymawszy się, jął nadsłuchiwać pilnie. Z początku myślał, że to nowa jakaś przygoda się gotuje, lecz po chwili upewnił się, że te wrzaski a piski jego giermek wydawał. Zawrócił rumaka. i pełnym (pożal się, Boże!) galopem ruszył ku karczmie. Widząc, że wrota zamknięte, objechał mur dokoła, aby przekonać się, czy jakiegoś innego wejścia nie znajdzie, ujrzał bowiem, że giermek jego padł pastwą jakichś niegodnych żarcików. Sanczo podskakiwał i spadał z taką szybkością a wdziękiem, że, gdyby nie alteracja Don Kichota i jego rankor, i on sam chybaby śmiechem parsknął. Zaciekł się, aby z grzbietu Rossynanta na mur się przedostać, i dokonałby tego z pewnością, gdyby nie był tak obity, że ledwie nogami powłóczyć mógł. Siedząc na koniu, jął ciskać obelgi, przekleństwa i wyzwiska na tych, którzy Sanczę kołysali. Ale mimo tych wszystkich łajań, niemiłosierni figlarze nie odstąpili swojej roboty i jeszcze bardziej się śmieli. Biedny skoczek Sanczo skarżył się, groził, prosił i błagał po próżnicy, ale nic wskórać nie mógł, póki figlarze sami się nie znużyli. Potem wsadzili go na

  1. W komedji „El Rufian dichoso“ wspomina Cervantes dzielnicę targową (Heria zamiast Feria) Sevilli, cieszącą się równie posępną sławą, jak San Roman. Były to miejsca, zamieszkałe głównie przez oszustów i różnego gatunku zawadjaków. Hanazas y la Rua w książce „Los rufianes de Cervantes“ daje antologję głosów różnych pisarzy hiszpańskich o tej dzielnicy.
  2. Była to zabawa, ogromnie lubiana przez Hiszpanów. Cejador y France, biorąc za podstawę dwa ustępy z dzieł Svetoniusa i Marzlalisa, uważa ją za bardzo starą. W ostatnich dniach karnawału podrzucano na derze, trzymanej za cztery rogi, nieszczęśliwego psa. Podobnie jak z Sanczo Pansy zażartowano w Genui z Guzmána de Alfarache, który szukał nocą gościny w domu pewnego starca.