Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nem doktorem w pokoju operacyjnym. Stanowczo lecznica nie jest miejscem do flirtów. Do flirtów i chichotów. A pan doktor nie jest dla ciebie odpowiednim partnerem. Wstydziłabyś się, mając narzeczonego, zalecać się do innych mężczyzn. Gdyby pan profesor o tym się dowiedział, bardzo by się gniewał na ciebie.
Donka, która z początku szeroko otworzyła oczy i trochę się przestraszyła surowego tonu Łucji pomyślała teraz, że już kto, jak kto, ale profesor na pewno by się na nią nie gniewał. Przecież sam tak często z nią żartuje, jak doktor Kolski. Nie poczuwała się do najmniejszej winy.
— Kiedy ja, proszę pani nic takiego — zaczęła się bronić.
Łucja jej przerwała:
— Otóż właśnie proszę cię, żeby nic takiego więcej się nie powtórzyło Że masz ładną buzię z tego jeszcze nie wynika, byś ciągle miała strzelać do pana doktora oczami. Już i wcześniej to zauważyłam. Tak A teraz posprzątaj tu te zioła. Pan Jemioł nigdy niczego nie utrzyma w porządku. Doprawdy trzeba mieć żelazne nerwy…
Powiedziawszy to, wyszła do swego pokoju, narzuciła na ramiona palto i sama poszła na spacer. Umyślnie przeszła przed oknami Kolskiego, by mógł to widzieć.
I nie myliła się. Kolski istotnie ją zobaczył, a chociaż nie osłabł w nim bynajmniej wczorajszy żal do niej, postanowił jednak ją dopędzić i bodaj przeprosić za winy, których nie popełnił. Nie mógł znieść jej chłodu.
Gdy wyszedł do sieni zobaczył Donkę. Stała oparta o parapet okna i rzewnie płakała.
— Co pani jest? — zapytał zdumiony.
W odpowiedzi na to dziewczyna zaszlochała jeszcze głośniej. Minęło sporo czasu, zanim wydobył z niej pierwsze słowa:
— Pani Łucja… skrzyczała mnie… że już nie wiem jak… Jak najgorszą…
— Za co skrzyczała?
— A za pana doktora…
— Za mnie? Jak to za mnie?
— Bo panna Łucja… powiedziała… że ja, że ja…
— Że co?
— Że ja flirtuję z panem doktorem — wyrzuciła z siebie Donka i wybuchnęła nowym płaczem.
— No, niechże się pani uspokoi. Co za niedorzeczność!
— Buuuu… — płakała Donka. — Że ja do pana doktora strzelam oczami… Buuuu… A ja przecież nic. Ja broń Boże…
Powoli się uspokoiła i mniej więcej dokładnie powtórzyła Kolskiemu całą reprymendę, jaką usłyszała od Łucji. Był tym nie tylko zaskoczony, lecz dotknięty. Nie spodziewał się, by