Strona:Powieści z 1001 nocy dla dzieci.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz rano Baman i Perwis wyjechali do lasu by w oznaczonem stawić się miejscu.
Wkrótce sułtan ze swoim orszakiem nadjechał i zwracając się do obu braci, powieział:
— Jeśli chcecie w waszym domku dać mi schronienie, doprowadźcie mnie do niego. Jestem na dziś waszym gościem.
Paryzada, w najpiękniejszym stroju swoim, stała przed domem w wierzbowej alei. Gdy sułtan zsiadał z konia i prowadzony przez braci po schodach wstępował, rzuciła się przed nim na ziemię, witając go zwyczajem tamecznym. Sułtan podniósł ją szyko, podziwiając cudną jej urodę. Nareszcie rzekł:
— Jesteś godną braci twoich siostrą. Widok twój, szlachetna dziewico, przywodzi mi na pamięć obraz niemal zapomniany i przenosi mnie mimowolnie do dawnych czasów, gdy znacznie czułem się szczęśliwszy, niż teraz. I zaznajomienie się z wami, dzielni, odważni młodzieńcy, również jest sercu mojemu miłe i drogie — dodał, do Bamana i Perwisa zwracając mowę. — Pragnę przepędzić z wami dzień dzisiejszy bardzo wesoło.
— Dworek wasz bardzo mi się podoba — zauważył sułtan. — A teraz pokażcie mi, proszę, wasz ogród, który zapewne piękniejszy jest od moich ogrodów, gdyż ojciec wasz był mistrzem w tym zawodzie i niemało trudu i starania dołożył na jego utrzymanie.
I rzeczywiście na pierwszy rzut oka ogród zachwycił sułtana; najbardziej zaś zastanowiła go ognista jasność na końcu szpaleru świecąca.
— Muszę się zbliska temu przypatrzeć — rzekł sułtan.
Rodzeństwo postępowało za nim i orszak także w pewnem oddaleniu. Gdy weszli do szpaleru, sułtan zatrzymał sie nagle, nasłuchując z boku