Strona:Powieści z 1001 nocy dla dzieci.djvu/09

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dłami, jakąś sprężynkę. Oczom obydwóch przedstawiło się wspaniałe pałacowe wnętrze. Na lewo w murze były wgłębienia wypełnione sztabami złota, wszędzie w bogatych naczyniach leżały bogate kamienie: dyamenty i perły.
Baba Abdala osłupiał:
— Czy wszystko to można zabraćzapytał:
— Co tylko zechcesz — odparł Derwisz.
Wtedy Baba Abdalla rzucił się chciwie na te skarby i wspólnie z Derwiszem ładowali ciężkie wory na wielbłądów, przyczem Baba Abdalla był wiele więcej niezmordowanym, aniżeli Derwisz, który spokojnie się zachowywał. Naładowawszy wszystkie wielbłądy i konie swoje z żalem opuszczał Baba Abdalla to miejsce. Gdy wychodzili zauważył on, iż Derwisz wziął z sobą jeszcze jakąś niepozorną drewnianą szkatułkę.
Wyszedłszy Derwisz, zamknął bramę, a napaliwszy znów ognisko, ujrzeli po opadnięciu dymu tę samą prostopadłą ścianę. Poczem rozdzielili wielbłądów na dwie partje po czterdzieści w każdej, rozlosowali i doszedłszy do drogi Baba Abdalla ruszył w stronę Bagdadu, Derwisz zaś w stronę Bassory.
Lecz po jakimś czasie Baba Abdalla pozazdrościł Derwiszowi tamtych czterdziestu wielbłądów i pomyślał sobie, że może mu on dziesięć odstąpi. Wrócił się więc i rzekł do Derwisza:
— Mój kochany Derwiszu, ty zapewne nie umiesz się z wielbłądami obchodzić i bogactw ci nie potrzeba, odstąp mi jeszcze 10 wielbłądów, a tobie 30 wystarczy.
Derwisz zgodził się. Potem Baba Abdalla dwa razy go jeszcze prosił, aż wreszcie i ostatnie 10 wielbłądów mu Derwisz odstąpił. Lecz wtedy Baba Abdalla podejrzewając, a Derwisz dla tego tak się chętnie zgodził na oddanie,