Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CCXXXI.

„Porusz się, pani, moim utrapieniem
I wywołanéj daj rękę dziewczynie;
Skryj mię pod twoich wieńców świętym cieniem,
Aż gniew niesłuszny Wenery pominie,
I niechaj, pod twym bezpieczna imieniem,
Choć niefortunna, niewinność nie ginie.
Dozwól przynamniéj, że, niż nowe pocznie
Noga swe drogi, w progach twych odpocznie“.

CCXXXII.

Mogłaby była i Tatry i skały
Tą prośbą ruszyć i hirkańskie lasy;
Ceres jéj przecie, pomniąc na zuchwały
Gniew swéj przyrodnéj, zamyka zawiasy;
Skąd nowe troski i nowe jéj wstały
Trudy. Narzeka na nieszczęsne czasy
I, niezwyczajną przejęta żałobą,
Drogi od płaczu nie widzi przed sobą.

CCXXXIII.

Po różnych błędach widzi zaś na stronie
Wyniosły kościół, choć budynkiem starszy,
Tytuł ją uczy, że świętéj Junonie.
Wchodzi z bojaźnią, nadzieją się wsparszy,
I uniżona w pokornym ukłonie,
Wytchnąwszy sobie i oczy otarszy,
Obłapia ołtarz, skropiony ofiarą
Krwie wytoczonéj, i modli się z wiarą.

CCXXXIV.

„O, godna (mówi) wszech bogiń królowa!
Godna Jowisza i siostro i żono!
Lubo cię Samos międzywodna chowa,
Kędy cię w pierwszych pieluszkach złożono,
Lubo Kartago, w twéj służbie nienowa,
Bawi cię, lubo-ć prac swoich wrzeciono
Argiwskie dziewki oddają życzliwie,
Zabawiając cię gadką przy przędziwie;