Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CVII.

Takim więc kształtem, spracowana łowy
I biciem zwierza, przyszedszy na stany,
Sypia Dyana, włożywszy pod głowy
I łuk spuszczony i strzelcze kołczany:
Tak wdzięcznie zapust obchodząc Gnidowy,
Albo na Cyprze zmordowana tany,
Spoczywa Wenus. I tak pięknie, w Rzymie
Nimfa z marmuru, na rogoży drzymie.

CVIII.

Zefir ją chłodzi i nie nazbyt skory
Igra po twarzy; do ucha jéj szepce
I rozpuszczone po szyi kędziory,
Po gładkim gruncie zagania pod czepce
I do ust, w których kwitną skarby Flory;
Zmięka się zdrajca, i równy przylepce,
Kiedy się bronić spiąć nie może snadnie,
Pocałowania i pieszczoty kradnie.

CIX.

Tenże to wietrzyk, Kupidowi gwoli,
Ukryte przedtym wystawia widoki:
Wzdyma kołnierze, i w cienkiéj koszuli.
Bujając wznosi nadołek szeroki:
A kiedy rąbek od kostek odtuli,
Kupido chciwe posyła tam wzroki
I widzi więcéj z alabastru ciała,
Niżby na jawie pokazać mu śmiała.

CX.

Przespawszy różną marą sen przerwany,
Wstaje i z kwiatków opuszcza pościele,
I widzi pałac, przedtym niewidziany,
Do którego jéj drogę chłodnik ściele:
Widzi wyniosłe bramy i parkany;
Myśli, jeśli tam ma się udać śmiele:
Ale, z wrodzonéj białogłowom chęci,
Woli do ludzi, niż strzedz sianożęci.