Strona:Poezye T. 1.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oto dzieweczka, co jagody
Zbierała w króbkę, idąc z boru
Ścieżyną mimo, niespodzianie
Śliczna i jasna przy nim stanie —
I zarumieni się i z cicha
Dobrego życzy mu wieczoru
I tak nieśmiało się uśmiécha,
Jak dziecko. Na jej smukłą szyję,
Słońce blaskami złota bije
I na jej piersi przysłonięte
Sieje blask złoty. Tak w ponętę
Półnieświadomie strojna swoją
Jako rozkoszy objawienie
Stoi — jej oczy czarem poją,
Miłością jest jej każde tchnienie.
Wonczas, przed wieki, gdy Cheruby
Zrzekając się swej świętej chwały,
Z córkami ziemi ziemskie śluby
Zstąpili zawrzeć, a Bóg wody
Potopu zesłał [1]: tej urody
Dziewice ziemi być musiały.
I spojrzał na nią młodzian: oczy,
Pełne promieni i zachwytu,
Pełen Widzenia wzrok proroczy,
Co niezmierzone mierzył światy;

  1. Genesis VI.