Strona:Poezye Michała Anioła Buonarrotego.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXXVI.[1]

Na schyłku dni mych, przez burzliwe morze
Zawijam w kruchéj łodzi do ostoi
Wspólnéj, gdzie każdy z pielgrzymki tu swojéj
Sprośnéj lub dobréj, zda liczbę w pokorze.

Rwany uroczéj fantazyi rozpędem,
Bożyszczu sztuki paliłem ofiary;
Tuczyłem ducha błędami bez miary:
Bo czyż miłości ziemskie nie są błędem?

Sny wyobraźni! łudzić wam nie długo!
Oto podwójna śmierć ku mnie się zbliża:
Jednéj jam pewny, truchleję przed drugą...

Pędzel, ni dłuto, duszy nieukoi;
Jedyne wsparcie Boże w łasce Twojéj,
W ramionach wyciągniętych do mnie z krzyża.






  1. XXXVI. Vasari przytacza ten sonet przysłany sobie przez M. A. wraz z własnoręcznym jego listem, w którym znękany starzec odpowiada mu na uprzejme zaprosiny, aby jechał do Florencyi, gdzie go czeka uwielbienie i miłość spółziomków — w tych słowach:
    „Dałby Pan Bóg, drogi przyjacielu, aby śmierć pofolgowała mi jeszcze z lat kilka! Zapewne powiesz że mi się w głowie przewróciło, gdy na starość bawię się składaniem sonetów; wszakże umyślnie aby potwierdzić zarzut jaki mi tu robią, że już zdziecinniałem, zaczynam się bawić jak dziecko. List twój poczytuję za dowód przyjaźni z twéj strony. Tak samo jak sobie życzysz, i ja pragnę aby kości moje spoczywały w grobach rodziców; wszakże jeżelibym teraz wyjechał z Rzymu, wyrządziłbym niesłychaną krzywdę budowie Śgo Piotra; hańbą okryty, czułbym się winnym we własném sumieniu. Gdy jednak dojdę do tego, abym téj budowie nadał kształt niedający się już zmienić — przyrzekam ci nieopierać się dłużéj twoim naleganiom; zwłaszcza, że może grzeszę nadużywając tak długocierpliwości niektórych intrygantów czyhających na mój odjazd. —“
    Sonet ten najwłaściwiéj zamyka szereg uczuć platonicznie miłosnych, rozpaczliwych, pobożnych i skruszonych, które przelatywały przez umysł i serce jenialnego starca, niemającego na schyłku dni, jak sam napisał do Vasarego „ani jednéj myśli, któraby nieprzypominała mu śmierci.“