Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXXIII.

Choć bowiem ludzi niepomierna garstka
Za twem przybyciem obwołała ciebie,
Wszelak i strona niechętna cesarska
Przygotowała siły ku potrzebie.
Wielu z rycerstwa nieugiętych w trudzie
Nie chciało zdań swych zaniechać ochoczo;
Każdy się spodział, że cesarscy ludzie
Z niemałą siłą na ojczyznę wkroczą.
Wątłe nadzieje i występne żądze
Jeszcze ich serca trzymały w otusze;
Rozsiane wieści, sypane pieniądze
Jeszcze do reszty zatwardzały dusze.


XXXIV.

Tę nieżyczliwość i rozbrat swawoli,
Ten zapał czerni, te nadzieje tłumu
Zdołałeś ująć prawo i powoli
Mocą twojego męstwa i rozumu.
Bo niceś pysznie, niceś zapalczywie
Nie chciał brać przed się, lecz z ludem, jak z dzieckiem,
Działałeś mądrze, łagodnie, życzliwie,
Jako ów sternik, co na morzu greckiem
Zaskoczon burzą, nie tuszył w odwadze,
Nie łajał gromom i wichrom zuchwale,
Ani, pływając naprzeciwko fladze,
Na sztych swej włóczni chciał przebijać fale;


XXXV.

Lecz zwalczał burze przez umysł wytrwały:
To zwinął skrzydła rozwieszonych żagli,
To puścił okręt kędy fale gnały,
To schylił maszty, to w biegu się nagli.
I tak cudami wytrwałości swojej
Pokonał szturmy, co biły na głowę,
I jak zwycięzca zawinął w ostoi,
I wrył kotwicę w odsypy portowe.