Już w stołecznem mieście,
A wy, hrabio? a Hanna? czy zdrowi jesteście?
Zdrowiśmy z całym domem i z rodziną moją,
Dotąd mamy się dobrze, ale trudna rada:
Piorun uderza w basztę i zamek upada,
Ja wszystko słyszałem.
Boleść waszego ojca dzielę sercem całem,
Chciałbym zawsze dopomódz, a teraz tembardziej.
Znacie mojego ojca... on pomocą wzgardzi...
On dumny... ani zechce w najsmutniejszej porze
Zaciągać obowiązków, co spłacie nie może.
Och! byle zechciał — spłaci, a spłaci sowicie,
Skarbem nad wszystkie skarby, droższym mi nad życie...
Ta ręka... czyż się jeszcze spodziewać wypada?...
Rycerzu! jam z was rada, jam serdecznie rada!
W tej głowie i w tem sercu — powiadam ci śmiało —
Ani jednej ubocznej myśli nie powstało;
Ale ubłagać ojca gdy nadziei niema,
Do czegóż to prowadzi i gdzie się zatrzyma?...
Nie! uzbrójmy się w męstwo — ja ofiarę zrobię:
Postaram się nie myśleć, zapomnieć o tobie,
Cierpieć będę w skrytości, aż śmierć dni me przetnie;
Ty, dalej swoją drogą postępując świetnie,
Zapomnisz biednej Hanny, której Niebo dało
Herbów jasnych za wiele, a doli za mało!...