Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Co to płynie i mlekiem i miodem,
Cerkwie z bańmi ze złota,
Co jak słońce migota,
Co jak gwiazda przyświeca nad grobem.

A jak idzie gród stary,
Tak pod ziemią pieczary,
Kędy święci spoczęli mężowie;
A niewiasta ma wolę,
Nosi szuby sobole
I sobole kołpaki na głowie.

Średnia córka go słucha,
Ani oka, ni ucha
Z nadobnego nie spuszcza Rusina;
A on rad, że mu radzi,
Złotą brodę pogładzi,
I piękniejsze powieści poczyna.

Starzec bacznie uważa
Kijowskiego bajarza,
I polubił, bo mówi do rzeczy...
Lecz nazajutrz po nocy
Jęk się rozległ sierocy:
Stary Litwin swej doli złorzeczy.

Średnia córka na Rusi
Już daleko być musi:
Do granicy nie więcej pół mili.
W trąbkę: na koń! uderzy,
Wysłał w pogoń rycerzy;
Lecz rycerze bez skutku wrócili.

Szkoda ojca nędzarza!
Piersią w prochu się tarza,
Siwe włosy i siwą rwie brodę:
— Ha! uciekłyście skrycie,
Cudzym bogom dać życie,
Wrogom niańczyć szczenięta ich młode.