Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/593

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powiedzcie jeno memu pachołkowi,
Niech tu przyniesie i komżę, i stułę.
Jeśli mię Pan Bóg wybrał za narzędzie,
Gdy grzesznych modłów wysłucha choć w części,
Wierzaj mi, starcze, że ci dobrze będzie,
Że ci się tutaj we wszystkiem poszczęści.
Za to, żeś dźwignął ojcowskie zwaliska,
Kapłan cię żegna, przyjaciel uściska.

XXIV.

Podano komżę, stułę i kropidło,
Skarga się ubrał i modlitwę czyta,
Pokropił domu zamieszkane skrzydło:
Niech spokój Pański nad wami zaświta,
Niech wasze głowy Anioł Stróż osłania,
Niech błogosławi i sny, i czuwania!
Wszedł do komory, gdzie się chowa jadło,
Pokropił wodą i dodał co prędzej:
Bogdaj wam nigdy łaknąć nie wypadło;
Bogdaj tu było przytulisko nędzy!
Ty znasz co nędza, Szeligo mój drogi.
Dzisiaj dostatek widzę, dzięki Bogu;
Daj że mi słowo, że żaden ubogi
Nie wyjdzie głodny od twojego progu!
Szeliga rękę przycisnął do piersi,
Świętą przysięgą jego oko gore.
Wszyscy rzewniejsi i ku bliźnim szczersi
Wyszli ze Skargą poświęcić oborę.
Skarga się żegna i modlitwę czyta,
Pokropił ściany i znowu zawoła:
Niech wam Bóg sporzy nabiału do syta:
Niech tu zaraza nie zawita zgoła.
Żyjcie szczęśliwi pod Boską opieką,
A bądźcie czyści i biali, jak mleko.
Więc poszli dalej, by poświęcić ule,
Kapłan się żegna i modlitwę czyta;
Potem, spojrzawszy na Szeligę czule,