Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/587

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czegóż chcieć więcej? Tu od pierwszej chwili
Odżyły domu mego fundamenta;
Wyście mnie pewno pobłogosławili,
A wasza ręka — już ja wiem, że święta!
Przez was my tutaj szczęśliwi a zdrowi.
Więc nie odmówcie jeszcze jednej części:
Pobłogosławcież mojemu rodowi!
Mój syn niedawno skończył lat dwadziesci.
Już odbył szkołę księży Jezuitów,
Skąd mu się nieco łaciny przyniosło;
Doma nie dojdzie wysokich zaszczytów,
Niech idzie sprawiać rycerskie rzemiosło.
Już dziś szablicą ręki nie skaleczy,
A strzela celno, a oszczepem władnie;
Niechaj tych darów używa przykładnie,
By kiedyś służyć Pospolitej-Rzeczy.
Tutaj na Litwie oświecone książę,
Krzysztof Radziwiłł, wileński wojwoda,
Zbiera chorągiew, — bieży szlachta młoda,
Niech i mój chłopak z drugimi się wiąże.
Już mu kupiłem karacenę nową,
Kopię lekką a składną do ręki,
Rumak szlachecki z domowej stajenki,
Lecz pewnej cnoty — wszystko już gotowo.
Jutro młodzieniec miał wyjechać w drogę,
Gdy szczęsne losy was przyprowadziły;
Więc przeżegnajcie, dajcie mu przestrogę,
Przyjmijcie spowiedź, dobroczyńco miły!
A jeśli żądań nie będzie za wiele,
To jeszcze prośba... dzisiejszego rana
Pobłogosławcie miecz jego w kościele,
Połóżcie ręce na czoło młodziana;
A już ja wierzę w głębi mego ducha,
Że stąd mu przyjdzie fortunna otucha.

XVIII.

Skarga wysłuchał, podumał i rzecze:
Człowiek uradza, Bóg wyrok stanowi!