Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/582

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo dziwna sztuka u litewskich cieśli,
Że nasza brama zawżdy gościa złowi;
Kogo bogowie pod wrota przynieśli,
Już jak magnesem ciągną ku dworkowi.
Wiejskiego cieśli zaklęta siekiera
Takim je wdzięcznym uśmiechem ubiera,
Myśl gospodarza tak wyżłabia zdradnie,
Że brama, krzepko na rygle zabita,
Ledwie podjeżdżasz — sama się rozpadnie,
Radosnym skrzypem przybyłego wita.
Skąd takie cuda? czy to z duszy szczerej,
Co rada gościom przychylić Niebiosa?
Lub czarodziejstwo ciesielskiej siekiery
Jakieś nad bramą zaklęcie wyciosa?
Trudno odgadnąć — to tylko wiadomo.
Że w jednej Litwie stawią takie wrota,
Z czubiastym daszkiem, uplecionym słomą,
Na którym świeci uśmiech i szczerota,
Co w dzień i w nocy wśród lata i zimy,
Zdają się mówić: „Serdecznie prosimy!“

XIII.

Szeliga, wrócon do swojego świata,
Uprzejmem sercem z sąsiady się brata;
Jako myśliwy i rolnik z rzemiosła.
Oszczepu z sochą pilnował naprzemian,
Spraszał do siebie miłościwych ziemian,
A gęsta trawa nigdy nie wyrosła
Pod jego wroty. Jak ziemianin prawy,
Miłe z sąsiady prowadził zabawy.
W wonnym ogródku, pod ciemnemi klony
Zasiadał z gośćmi na dębowej kłodzie,
I miód pienisty, w sklepie ochłodzony,
Lał w sporą czarę; szły żarty przy miodzie,
A czasem rzewne i poważne słowa,
Albo piosenka jakaś obozowa,
Śmieszna, choć czasem niezbyt świętobliwa,
Jak stary nałóg z ust mu się wyrywa.