Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A dzik stary w susach złych
Bardyszowi zgubę niósł,
Lecz się potknął na sam sztych,
Jak nieżywy padł na wrzos,
Bardysz zręcznie skoczył w tył
I strzał celny w łeb mu wbił.
Hucznym krzykiem cały dwór
Salutował celny strzał,
Dźwiękiem trąbek szumiał bór,
Że ktoś w sercu jakby grał;
I za dzika starą głowę
Pito huczne pogrzebowe,
Miód się zdrojem lał.


X.

Rzekł kasztelan: Teraz dość!
Dajmy dzikom w lasach rość;
Ot w zaroślach piękna łączka,
Puścim charty na zajączka,
Puścim gończe między chróst,
Dojeżdżaczy puścić w tan!
Rozkaz pobiegł z ust do ust.
— Panie Bardysz! — rzecze pan —
Okazały waścin chart,
Zobaczymy, co on wart.
Chcę pohasać konno sam,
Jeśli łaska daj mi smycz,
A na wzgórku staniesz tam
I obroty nasze licz.
Przed tak dzielnym, jak wy, starcem
Popisowym ruszę harcem,
Jak na Hordy dzicz!


XI.

Smycz z chartami ujął w dłoń,
Wskoczył na koń — parsknął koń;
Wtem głos gończych jęknął głuchy,
Wybiegł szarak długosłuchy,