Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/435

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I tak za szwedzkie i polskie proporce
Modląc się, zebrał — miedziaków dwa korce:
Więc włókę ziemi zakupił za korzec,
Za drugi sobie pobudował dworzec,
I z włóki gruntu miał dobre intraty;
A że gościniec był blizko od chaty,
Przeto, jak dawniej, pokorny, usłużny,
Siedział przy drodze i żebrał jałmużny.

VII.
Gdy żebrakowi tak dobrze się dzieje,

Pewnego ranku idą dwaj złodzieje,
I jeden mówi: Otóż losy szczęsne,
Jeżeli sakwy starego wytrzęsnę!
Toż, mówią ludzie, groszowity sztuka
I stąd i z owąd swoich zysków szuka!
Drugi odpowie: Oho! znam ja dziada!
Ma tam i w chacie zapasy nielada;
Nieraz tam zajrzeć brała mię ochota,
Ale brytana uwiązał we wrota.
Jakżebym pragnął obrać go do naga!
Moim zamysłom niech Bóg dopomaga!
Przeto złoczyńca, chcąc skusić biedotę,
Idzie do starca, rzuca mu dwa złote,
I wpół ze śmiechem dobrotliwie rzecze:
Pomódl się za mnie, poczciwy człowiecze!
A stary żebrak, choć znał, że to złodziej,
Lecz myśli sobie: Co mię to obchodzi?
Złożył kantyczkę, wsparł ręce u kija,
Mówi Ojcze nasz i Zdrowaś Marya,
I kończy pacierz swoją zwykłą drogą:
Twoim zamiarom niech Nieba pomogą!

VIII.
I w mgnieniu oka jego prośby słowo

Na skrzydłach wiatru stało przed Jehową.
I rzekł Przedwieczny do Aniołów grona:
Jego modlitwa niech będzie spełniona!