Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/433

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kto wart, czy nie wart, nizko się pokłonić,
I wzniósłszy oczy powtarzać bez miary:
„Niechaj Bóg twoje poszczęści zamiary!”

III.
Raz ksiądz Bernardyn, idący po kweście,

Rzekł do żebraka: Niesłuszni jesteście;
Bo nie każdemu i nie w każdej porze
Godzi się mówić: Niech ci Bóg pomoże!
Wszak tutaj różny snuje się przechodzień,
Może zły człowiek, może jaki zbrodzień,
Co złe zamysły w swojem sercu chowa
Czyż za każdego modła jednakowa?
Wszak jeśli Pan Bóg spełni twoje modły,
To niewinnego pokrzywdzi człek podły,
Oszust prostaka otumani zdradnie,
Zbójca rozbije, a złodziej okradnie.
Nie możesz wiedzieć, co każdy z nich myśli,
Więc z twemi słowy rachując się ściślej,
Nie mów każdemu, przyjacielu stary:
„Niechaj Bóg twoje poszczęści zamiary!”
Radzę ci mówić sumienniej i prawiej:
Dobrym zamysłom niech Bóg błogosławi!”


IV.
A! mości księże! co mi tam do tego,

Z jakim zamysłem i gdzie ludzie biegą
Czy sprawa dobra? czy niesprawiedliwa?
Ja jestem żebrak, mnie trzeba grosiwa.
Niech złodziej kradnie, rozbójnik zabija,
Ja mojej sakwy, ja pilnuję kija.
Ja z modlitwami każdemu usłużny,
Kto mi da chleba, albo grosz jałmużny.
Na to ubogi, że Majestat błaga:
Niechaj każdemu Pan Bóg dopomaga!
Przebacz, co powiem: To skrupuły głupie!
Grosz na tabakę daj, księże Biskupie!