Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/419

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
FRAGMENT II.
Bogdajby to na świecie być takim jak drudzy!

Stateczni obyczaju i zwyczaju słudzy,
Których myśli nie idą jakąś dziwną drogą,
Lecz na ubitych ścieżkach utrzymać się mogą,
Tacy nie będą nigdy samotnymi w tłumie,
Oni świat zrozumieją, a świat ich zrozumie.
Zdarza się inszy człowiek, istny pieszczoch Boży,
Któremu gdy myśl nową Pan do serca włoży,
Naprzód w czasie i miejscu trafnie go ośmieli,
I ludzi usposobi, by go zrozumieli;
A wtedy słowa jego umysły ogarną,
I pięknego zasiewu posypie się ziarno.
Lecz znowu się zdarzają pomiędzy tysiącem
Ludzie z szaloną głową a sercem gorącem,
Co, nie bacząc, gdzie mówią lub mówią do kogo,
Przekonań swego serca powstrzymać nie mogą.
Niedość silny, by zwalić starą postać rzeczy,
Taki człek wszystko zbija, wszystkiemu zaprzeczy;
W namiętności społeczne, burzą rozpędzone,
Dmucha jak przeciw wiatru, by w inszą wiał stronę;
Napróżno z całej siły zbiera w sobie ducha,
Biedne piersi mu pękną, a nic nie wydmucha!
A śmiechuż będzie, śmiechu z biednego szaleńca!
Gawiedź palcem wskazuje, przechodzień się znęca:
Słyszycie, co on roi? patrzcie, kędy tropi!
Filip z Konopi!...
............


FRAGMENT III.
U Ojców Jezuitów, w miasteczku Ostrogu,

Uczył się młody Filip służyć Panu Bogu,
Mówić mądrą łaciną, czytać rzymskie prawa,
Słowem — tego wszystkiego, co szlachcie przystawa.
Tam poczęli mistrzowie poznawać go ściślej:
Myśli bywało... myśli... i nic nie wymyśli;