Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pływają nocne widma i duchowie biali,
A z poza każdej baszty, z za każdego wzgórza
Jak gdyby tajemnicza postać się wynurza;
To tylko mgły z nad Niemna zwisły na krawędzi,
Które wietrzyk po błoni rozbija i pędzi.
Rzewnym oddechem Niebios natchnieni ptaszkowie,
Po zarosłych wiszarach, na każdym ostrowie,
Gwarne pieją przyśpiewki i rozhowor wiodą,
Aż się echo serdecznie rozlega nad wodą.
Zamek Pullen uśpiony — tylko straż na wale
Czasem brząknie na trąbce sygnał po sygnale;
Bo choć spokojne czasy, trzymaj się na wodzy,
Któż wie, co teraz myślą najezdnicy srodzy?
Kogut zapiał... to północ... śpi cała gromada.
Skądże ten blask od ognia, co na bramę pada?
Przedziera się, migoce blask żywy, iskrzaty,
Przez okienko podziemia, z za żelaznej kraty.
To przygaśnie, to buchnie, to znów się zaciemni;
Znać, że ludzie przy ogniu snują się tajemni,
Zebrali się tak późno, tak cicho, gromadnie...
Litwa czary wyrabia?... a któż ją tam zgadnie?

II.

O! zaprawdę to jakieś czary czy ofiary!
W głębi zamkowych sklepisk loch ciągnie się stary;
Tam się nigdy przez okno słońce nie promieni;
Zapleśniał od wilgoci stary mur z kamieni;
Krwawy blask od ogniska uderza na ścianę;
Poczerniały od dymu sklepienia ceglane,
Bo tutaj Bóg Litwinów zamieszkał widomie.
Pała we dnie i w nocy niewygasłe płomię,
To Żnicz, co się z przed wieków uroczyście chowa.
Co go niegdyś do Wilna unieśli z Romnowa,
I co z małej iskierki, zapalonej w Wilnie,
Pielęgnują ognisko troskliwie a pilnie.
Niejeden żubr, zabity w łowieckiej zdobyczy,
Napoił swoim tłuszczem ten stos ofiarniczy;