Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale sam się uśmiecha, bo wie, co to znaczy
Wskarbić się w łaskę staroście.
Tylko wolę starosty miej za rozkaz święty,
A wszystko uzyskać można:
Łąka ci nieskoszona, albo mórg niezżęty, —
Dworscy włościanie go pożną.
Jedno słowo: Wy bracia, wy sąsiedzi moi! —
Było na ustach paniska;
Bywało zbierze szlachtę, nakarmi, napoi,
Jeszcze do piersi przyciska.
Czasem, gdy stary szlachcic w uroczystym czasie
Zanadto spełnia wiwaty
I upadnie pod ławę, — to w pańskiej kolasie
Odwiozą starca do chaty.

III.
Tak wiek z wieków, od czasów któregoś Zygmunta,

Szlachta osiadła te grunta;
A ten strumień, co płynie pomiędzy parowy
W kształcie herbowej Podkowy,
Pamięta, choć wkoło ślady się zatarły,
Jak dziady i wnuki marły,
Jak prawnuki wzrastały; on powiedzieć może
Wszystkie dopuszczenia Boże,
Wszystkie lata wesołe, wszystkie czarne biedy,
Jak szły Tatary i Szwedy;
W którym roku był pomór, w którym znak niebieski,
Sejm, czy trybunał litewski?
Bo nieraz tu starcowie o wieczornej chwili
Swoje przygody gwarzyli.
Strumień pewno pamięta... dowiedzieć się muszę,
Kto to zaszczepił te grusze,
Które ot tam, usechłszy na zaklętej ziemi,
Sterczą szkielety nagiemi ?
A smaczny miały owoc!... aż dotąd mi w duszy
Smak tych jabłoni i gruszy,