Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piony w czytaniu. Wszelkie trudy i kłopoty, na które ciągle był narażony, nie tylko nie zniechęcały go do tej pracy umysłowej, ale przeciwnie zachęcały do zupełniejszego jeszcze poświęcenia się jej i szukania w niej pociechy. To też zwykł mawiać, że „na nudy i zmartwienia, jako też na tysiączne gorycze powszechnego żywota nie zna skuteczniejszego lekarstwa nad zamknięcie się z książką, zaczytanie, zamarzenie i umarcie dla świata.”
Tutaj w przeciągu trzech lat przełożył Kondratowicz na język polski wszystkie utwory łacińskie Klemensa Janickiego, Jana Kochanowskiego, Macieja Kazimierza Sarbiewskiego, Mikołaja Smoguleckiego, Joachima Bielskiego i Sebastyana Klonowicza, a w wyjątkach utwory Szymona Szymonowicza, Jana Dantyszka, Jędrzeja Krzyckiego, Grzegorza z Sambora, Jana Derszniaka, Adama Świnki i wielu jeszcze innych. A praca ta odbywała się w warunkach tak uciążliwych, tak odstraszających prawie, że tem bardziej trzeba było podziwiać wytrwałość młodego poety i siłę woli. Oto wyobraźmy sobie stary i mały dworeczek szlachecki w Załuczu, a w nim niewielki pokoik, dokąd ustawicznie dolatuje krzyk i płacz dzieci, jako też krzątanie się służby. Ale nie dosyć na tem. Ojciec Władysława postarzał się, że nie mógł już zajmować się gospodarstwem, przeto wszystkie kłopoty ciążą na głowie syna. Co chwila otwierają się drzwi do jego pokoju i wchodził ktoś ze służby z zapytaniem lub doniesieniem, trzeba więc było rzucić pióro i myśl przenosić z dawnych czasów, które mu przypomniały książki, do trudów i kłopotów codziennego życia. Trzeba bowiem wiedzieć, że przez cały czas pracy