Strona:Poezye Katulla.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— »Ale jak? — nikt nie pyta, tem mniej słucha chętnie«.
— My chcemy, więc nam powiedz wszystko dokumentnie.
— »Więc naprzód, żeby z wiankiem przybyła dziewiczym
»Tu do nas pani, plotką jest i więcej niczem.
»A mąż jej także pewnie pierwszy nie tknął wcale,
»Gdyż pod wiadomym względem niedomaga stale.
»Zato się ojciec męża rozprawił z jej cnotą
»I okrył dom nieszczęsny ohydną sromotą,
»Czy zbrodniczą miłością pałając szalenie,
»Czy też, żeby ciemiędze wskrzesić pokolenie,
»Dostać wnuka, tęższego od ojczulka chwata,
»Wnuka, co sławy rodu nadpsutej podłata.
— Dobry to ojciec widać, szczerze kochał syna,
Że go w pracy wyręczał: zacny starowina!
— »Ale nie tylko o tem Bryksya[1] gawędzi,
»Gród, co usiadł na góry chinejskiej krawędzi,
»Co mu wolnymi nurty Mela skrapia łany,
»Bryksya, macierz mojej Werony kochanej —
»Głosi też, że Postumi z Kornelim, dwaj znani
»Cnót niewieścich pogromcy, hołd składali pani.
»Lecz zarzuci kto może: skąd masz te nowiny?
»Wszak nigdy swej nie możesz odlecieć futryny,
»Ani słyszeć mów ludzkich, w próg bowiem wetknięta
»Wtył i naprzód kręceniem zawsześ tu zajęta.
— »Nieraz ja ją słyszałam, jak głosik przygłuszy
»I swe zbrodnie tajemne sługom kładzie w uszy.
»Nieraz jej się z ust imię to, owo wymyka,
»Tuszy bowiem, że nie mam uszu ni języka.

  1. Błąd rozszerzenia cite: Błąd w składni znacznika <ref>; brak tekstu w przypisie o nazwie LXVII-2