Strona:Poezye Brunona hrabi Kicińskiego tom I.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z cienia piérw się światło zrodzi,
Niż się miłość ze snem zgodzi,
Sen jest cichy, miłość wrżąca,
Życie burzy i zamąca.
Już tam miłość jest daleka,
Gdzie sen z powiek nieucieka.

Niech dźwięk luby z liry płynie,
Jako szemrze wiatr w dolinie,
Gdy wieczorne zajdą cienie,
Niechaj lutni dźwięk jedyny,
Wykradnie pierwsze westchnienie,
Z zimnego łona dziewczyny.

Na Orfeja lube śpiewy,
Lwy swą wściekłość utracały,
Biegły drzewa, biegły krzewy,
Leciały w pędzie strumienie,
I najtwardsze nawet skały,
Na głos jego czuły drżenie.

Jedną iskierkę niestety!
Mam tylko ognia poety,
Lecz aby wzruszyć aniele,
Trzebaż sztuki Orfeusza,
Trzebaż otrzymać w podziele,
Tę sztukę co skały wzrusza?