Strona:Poezye Brunona hrabi Kicińskiego tom I.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jan chciał matkę o mnie prosić,
Kochanek miał bardzo mało,
Dla nas dwojga było dosyć,
Lecz cóżby się z matką stało?
Więc wyśliśmy z jego chatki,
A choć mi gorzkie łzy płyną,
Dla twojej matki
Jak możesz śpiéwaj Paulino.

Mówia, żem ładną i młodą,
Że bez pracy się wyżywię;
Takie rady mnie niezwiodą,
Tak radzić jest niegodziwie,
Cnota na świecie skarb rzadki,
Biedni niech choć cnotą słyną,
Dla twojéj matki
Jak możesz śpiéwaj Paulino.

Może arfy mojéj stróny,
Nie tak brzmią jakby powinny,
Głos mój niedość wyrobiony,
Ale rzeknie dobroczynny
Przyczyniając się do składki:
„Głos słaby nie jest twą winą,
Dla twojéj matki
Jak możesz śpiéwaj, Paulino!”