Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
WANDA.
(ELEGIJA.)

Dziesięć już wieków jak na ziemi Lecha,
Gdzie Dłubnia tonie w Wiślanéj krynicy,
Wznosi się kurhan — mogiła dziewicy.
Czy wiosna w młodéj róży się uśmiécha,
Czy pora chłodu idąc po jesieni
Białe zasłony rozwiesi po brzegu,
Najświéższą trawą kurhan się zieleni,
Najczystsza białość na dziewiczym śniegu.
Jak blask na srebrném skrzydle archanioła,
Albo jak promień gdy s księżyca czoła
Wynikły, spłynie na łabędzie pióra.
Kiedyż się u nas zjawi Wanda wtóra?
I któż jest owa tajemna istota,
Rajskiego blasku ta jutrzenka złota
Co się w tumanach oddalenia chowa
O świcie naszych dziejów? Kto jest owa
Dla której zrazu szczęk mieczów i walka
Milsza od ponęt młodości i tronu,
Potem ofiara uczuć, zabobonu,
Ta rycerz, dziecko, kobiéta, westalka?
Na błysk jéj miecza, na widok jéj twarzy,
Rażeni trwogą najmężniejsi bledli.

Niémasz już polskich Bardów i Guślarzy,
Co z Druidami sąsiadów spor wiedli
Kto lepiéj swoich do boju zachęci,
Kto lepiéj swoich przy uczcie zabawi;
Ich pieśni znikły we wnuków