Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przez święte ręce dzieją się cuda,
Jedno a drugie powtarza rzesza,
Jak chore leczy, umarłe wskrzesza,
Jak przed klasztorem jednego ranka
Obciągniętego wskrzesił baranka;
Jak raz braciszka święcie zadziwił,
Gdy mu w kuchence żółwia ożywił.
Jak czasem w chwili od pracy wolnéj,
Rodzaj się k'niemu zlatuje polny,
Ptaki poleśne w radości błogiéj,
Skaczą na jego habit, na nogi,
A otwierając skrzydła i dzioby,
Cześć mu na różne czynią sposoby.

Toż spoglądając na starość świętą,
Zda się że rajską bramę zamkniętą
Po długich wiekach anioł odmyka,
I że nie starca nie pustelnika,
Lecz gdy się jasna otworzy brama,
Widać pod drzewem ojca Adama,
I mnogość ptaków, różnego zwierza,
Które mu stwórca świata powierza.