Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 1.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
II.

Nie miałem czasu rozwinąć swoich myśli, gdy powołali mnie do oficera czekającego w izbie karaulnej. Dowiedziałem się od niego, iż tutaj zostanę odłączonym od partyi aresztantów, a dalej aż do Niżnego Nowgorodu będę sam podróżować pod osobnym konwojem. Kazał mi przygotować się do drogi, co nie zabrało mi dużo czasu. Tymczasem domagałem się podwody, któraby rzeczy moje wiozła, bo osłabiony i zwątlony trudną i daleką drogą, nie miałem siły potrzebnej do dźwigania wypakowanego cielaka, kożucha i płaszcza. Oficer wyraził mi swoje współczucie a przytem ubolewanie, iż nie może zadość uczynić mej proźbie, z powodu, iż nie jestem szlachcicem; szlachta zaś tylko ma prawo dowiezienia swoich rzeczy na podwodzie.
Musiałem się poddać prawu, które chciało, ażebym zniszczył i zużył ostatek sił swoich w podróży, i otoczony siedmiu żołnierzami, pod dowództwem ósmego podoficera, czekałem na znak pochodu. Oficer przemawiał do żołnierzy, zachęcając ich do ostrożności, czujnego pilnowania i grożąc surową karą, w razie jeżeli mi pozwolą uciec; do mnie zaś mówił, iż ufa charakterowi mojemu i polega na szlachetności uczuć. «Nie zechcesz pan rezygnować się na kroku mówił, «który mu niezawodnie zgubę przyniesie, a przytem wciągnie tylu żołnierzy w nieszczęście
Pomimo tego, iż tak ufał mojemu charakterowi, rozkazał żołnierzom nabić broń, sprawdzał czy każdy nabił swój karabin, a wreszcie w imię Boga dał znak do pochodu. Tyle to ostrożności z człowiekiem bezbronnym, prowadzonym do