Strona:Pod lipą.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na drugi dzień rano o 8, pozwolono widzom wrócić do domów.
Bydło pognali sałdaci na ucztę dla wojska — 2,000 furmanek ze zbożem, przyodziewą i dobytkiem powieziono także tam, na rozkazy generała Ganeckiego.
Pułkownik Borejsza każe liczyć, czyli są wszyscy mieszkańcy nieszczęsnej Łnkawicy,[1] czyli nie zabraknie chociaż jednej istoty, czyli w śród dymn pożaru i jęku płaczących nie zdołał kto ujść i skryć się...
Liczą....
Jest o dwie istoty więcej.
Dwoje dzieci, tej strasznej, okropnej nocy, pełnej krwi ognia i dymu pożaru, ujrzało ziemię swą rodzinną...
Zaśmiał się szatańsko Borejsza i kazał gnać wszystkich w Sybir...
To było 5 października 1863 roku...
To było wtedy, kiedy zaprzysięgano tysiąckroć Polsce i Litwie śmierć, a dziś każą jej dawać synów swoich na obronę caratu...
To było wtedy, kiedy słudzy carscy wierzyli w to, iż zdołają zabić miliony serc — spalić kraj od krańca do krańca i z tryumfem stawiać swe kroki, po ziemi zwyciężonej.
To było wtedy.

Lecz choć Łukawica tak strasznie została zniszczona „dla przykładu“, choć taką grozą i trwogą przejął ten widok patrzących — pułkownik Borejsza nie zwyciężył.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Łukawicy.