Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cierń okropnego wyrzutu, że nakłoniłam Aurelego do poświęceń dla ludzi, którzy nie byli godni... Ale nikt z was nie był godzien jego śmierci... Czy ona usunęła jaką krzywdę, czy przywróciła naruszoną prawidłowość społeczeństwa? Nie. Czy ją sprowadził przypadek? Nie. Ciemną masę złych popędów zwaliła na mojego męża świadoma wola nikczemnego samolubstwa. Czy ono potrzebowało koniecznie takiej krwawej ofiary? Nie. Czy on mu wydarł łupy? Nie. Pragnął jedynie uszcześliwić gromadkę ludzi biednych. Za to powinien był umrzeć? Nie. Wszechświecie, usłysz to moje: nie i odpowiedz gromem, któryby zdruzgotał złoczyńców! Krzyk mojej boleści, mojej skargi i rozpaczy nie może przebrzmieć bez odgłosu! Czy on tylko zmiesza się z echami trzasku tych płonących belek i wiatr go uniesie i rozproszy po naturze jak zwój dźwięków bezmyślnych? Czemu tak cicho po tej zbrodni, że uderzenia waszych serc są jedynym wyrazem zgrozy? Mściciel żaden nie przyjdzie... Kogo ja nieprzytomnym językiem wzywam! Na co mi zemsta? Dla kogo i czego żyć będę? Dla karmienia swą piersią boleści? (wydziera się). Puśćcie mnie! Co ja wam zrobiłam złego, że mi żyć każecie?
Morski (zatrzymując ją z Rybałtem). Pani, stłum swoją rozpacz.
Regina. Uciekajmy, ręce wasze zamieniają mi się w kręgi gadów duszących. Uciekajmy... gdzie? Do ojca Makarego... Co ja mu powiem? Że stracił córkę