Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Hr. Scibor. Niewątpliwie. Gdybym dowodził zasadności praw arystokracyi do panowania nad ludem, popadłbym u pana w podejrzenie, że bronię niesprawiedliwych przywilejów mojej kasty. Nie jako hrabia, ale jako człowiek ukształcony i przemysłowiec, mam to głębokie przekonanie, że nasz lud — rolny czy fabryczny — potrzebuje opieki i przewodnictwa warstw oświeconych, że pozostawiony samemu sobie marnieje, że obsypany nagle niezasłużonemi dobrodziejstwami w swych uczuciach i popędach rozbestwia się.
Wiszar. Ja moich robotników nie będę karmił spadłą z nieba manną, tylko oddam to, co im się słusznie należy.
Hr. Scibor. Właśnie, że w naszej organizacyi ekonomicznej zyski fabryki im się nie należą.
Wiszar. Organizacya ekonomiczna — to nie kodeks wieczny, nie zakon święty — każdy ją pojmuje według swojego rozumu, interesu i sumienia.
Hr. Scibor. Przekonasz się pan kiedyś, że to kodeks praktyczny i zakon mądry. Wspomiałem o kraju. Chociaż pan jesteś świeżym jego obywatelem, nie wątpię, że życzysz mu dobrze. Pomyśl zaś, że czyn pański nie zawrze się w garści ludzi twej fabryki, lecz oddziała na zastępy robocze innych, że w nich wywoła wrzenie, zamieszki, starcia, że zapali ruch socyalistyczny.
Wiszar. Przeciwnie, przykład mój, gdyby znalazł naśladowców, odebrałby temu ruchowi energię. I ja