Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Melania (z lekko ironicznym uśmiechem). Przecież pani doniesiono, że wyszedł wesół.
Regina. Jak to czasem rzucimy złośliwością a spadnie dobrodziejstwo. Więc skaliste serce okrutnego Apollona skruszyło się wreszcie pod westchnieniami pani! Dla siebie jestem z tego kontenta, bo mnie nie będzie może swoją znajomością osławiał i swojemi wizytami nudził.
Melania. Dziwna rzecz — jesteście państwo z rozstania w jednakowy sposób zadowoleni.
Regina. Język lekceważenia, moja pani, jest dla wszystkich jeden, tylko prawa do niego odmienne; więc też nic dziwnego, jeśli pan Ksawery jest swojem zadowoleniem do mnie podobny. Wreszcie — darowywam mu tę sztuczkę, bo nią dobrze swój powrót do pani zarekomendował a nadewszystko zwolnił mnie za to od obawy stracenia przez niego nowonabytej znajomości z pewnym niezmiernie interesującym człowiekiem, który może nawet dziś u mnie się zjawi.
Melania. I którego serce pewnie będziesz pani się starała skruszyć.
Regina. Przeciwnie — zahartować, bo bardzo miękie. W uczuciach mój znajomy jest jeszcze dzieckiem — między dzikiemi przez piętnaście lat jakiś podróżnik go wychowywał. Dopiero od kilku miesięcy jest w Europie a od kilku dni w naszym kraju. Dotąd wszystko podziwia...
Melania. W porę go pani do siebie zaprosiłaś. Nie