Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Alrun. Dobrze, więc jutrzejszy poranek tylko jednego z nas zobaczy. (Uderzył toporem przechodzącego człowieka).
Człowiek I. Czego chcesz ode mnie?
Alrun. Bogowie cię wołają — nie słyszysz? (Uderzył go po raz drugi. Raniony padł).
Człowiek I. Ratujcie!
Głosy przybyłych. Czemu go zabiłeś?
Alrun. Nie wystarczyłoby dla niego jedzenia i kobiet, bo Ukor wziął za wiele.
Głosy. Nieprawda! Mamy dosyć.
Alrun. A skąd wiecie, ile ja potrzebuję?
Głosy. Ile ci dadzą!
Alrun. Kto mi nie da swojego?
Człowiek II. Ja.
Alrun. No spróbuj obronić własny łeb! (Rzucili się do walki na włócznie, w której Alrun po krótkiem starciu przebił przeciwnika). Mam już części po dwu.
Głosy. Gwałtu! Na pomoc! On oszalał i wszystkich nas pomorduje! Ukorze! Ukorze!
Ukor. Co tu się dzieje?
Głosy. Alrun zabił dwu ludzi. Powiada, że za wiele zabrałeś łupów i dla niego nic nie zostawiłeś.
Ukor. Skoro nie ma co jeść, niech zginie.
Alrun. Słusznie, więc zabierz mi życie. Oddam je chętnie, ale tylko tobie, czcigodny wodzu. No, spiesz się! (Ukor zamierzył się maczugą, Alrun odbił ją i jednem uderzeniem roztrzaskał mu głowę. Obecni pierzchli