Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

warunkiem porządku, na nieszczęście jednak dla pana Broglie, przy republikańskich pojęciach o porządku, on sam stał się czemś kwalifikującem się do wymiecenia. Pozostaje mu teraz przepowiadać wraz z ojcem Dupanloup’em koniec świata, i dziwić się, jakim sposobem Francuzi bez niego nie spalili jeszcze Paryża i nie pozjadali się wzajemnie, a, nakoniec, nadrabiać miną. Ale to ostatnie niezbyt mu się udaje; cera też starego intryganta pożółkła, faworyty zbielały, a z twarzy znikły ślady owej dawnej energii, pychy i zaciętości, pomieszanej z chytrą inteligencyą. Starzec ów, którego widziałem śpieszącego na wyścigi, wozi swój własny grób w sobie. Jako polityk, umarł już — i co więcej: ziemia mu cięży, i pamięć ludzka cięży. Tak przechodzi chwała świata. Wypomadował się, wyróżował, wyszczotkował: jedzie oto na Longchamps. Założył się przytem za francuskim koniem przeciw angielskiemu; niechże mu nie mówią, że nie patryota.
Za powozem Broglie toczy się zwolna „wiktorya” Rotszylda. Ciągną ją koniki, zakupione od lorda Westminster, za skromną sumę czterdziestu tysięcy franków. Pani Rotszyldowa ubrana cała szaro ze srebrem. „Tę suknię już znamy! w tej samej sukni drugi raz, i kto? Rotszyldowa!” — wołają oburzone kobiety. „To grzech nie do darowania! Czyżby nakoniec damy wielkiego świata postanowiły być skrom-